Głęboka pułapka
W wałbrzyskiej dzielnicy Gaj złodzieje złomu odsłonili szyb nieczynnej kopalni.
Kamień wrzucony do środka spadał pięć sekund. – Gdyby do tej dziury wpadł człowiek, jego szanse na przeżycie byłyby równe zeru – komentują, ogradzając miejsce taśmą ostrzegawczą, Tomasz Spytkowski i Jerzy Puzio, wałbrzyscy strażnicy miejscy
Informację o odsłoniętym szybie Henryk zamkniętej kopalni Graf Hochberg przekazali strażnikom mieszkańcy Gaju. Zapadlisko znajduje się w lesie, kilkaset metrów od ul. Dąbrowieckiej. Już wstępne oględziny miejsca pozbawiły funkcjonariuszy złudzeń, kto przyczynił się do powstania zagrożenia. To dzieło złodziei złomu.
– Potężna żelbetowa płyta, która przykrywała szyb, została rozbita. Z jej wnętrza zrabowano metalowe elementy – opowiada Kazimierz Nowak, zastępca komendanta straży miejskiej.
O sprawie poinformowano władze gminy Wałbrzych, do której należy niebezpieczny teren. To na nich będzie spoczywał obowiązek zasypania wyrobiska.
Nie tak łatwo zasypać
– Nie wiemy jeszcze kiedy, ale na pewno zlikwidujemy zagrożenie. Zastanawiamy się, skąd wziąć na to pieniądze – mówi Ewa Frąckowiak, rzecznik prezydenta Wałbrzycha.
Nawet eksperci górniczy nie potrafią powiedzieć, ile może kosztować to przedsięwzięcie. Być może nawet kilkaset tysięcy złotych.
– Szyb Henryk służył do wentylacji podziemnych korytarzy, miał głębokość około 300 metrów. Zlikwidowaliśmy go w 1972 roku. Przez ponad 30 lat materiał, którym był zasypywany, mógł osiąść nawet o kilkadziesiąt metrów – wyjaśnia Adolf Hrycyk, główny inżynier wentylacji Dolnośląskiego Zagłębia Węglowego.
Zasypywanie szybu nie jest rzeczą prostą. Nie można wypełniać go śmieciami. O tym, co do niego trafi, muszą zdecydować inspektorzy ochrony środowiska. W trosce o życie i zdrowie przechodzących w pobliżu osób decyzji nie można odwlekać.
Wierzchołek góry lodowej
Według osób kierujących w przeszłości zlikwidowanym Dolnośląskim Zagłębiem Węglowym, te zdarzenia to dopiero początek problemów. Ocenia się, że tylko na terenie Wałbrzycha oraz w jego najbliższych okolicach jest około 800 podobnych szybów i sztolni. To efekt ponad 500 lat wydobywania węgla kamiennego w regionie. Na razie problem został poważnie potraktowany jedynie przez straż pożarną. Utworzono w niej grupę specjalizującą się w ratownictwie podziemnym. To jedyny tego typu oddział w całym kraju. Strażacy-górnicy nieśli dotychczas pomoc m.in. osobom zasypanym w biedaszybach.
Aby nie dopuścić do równie tragicznego wypadku przy ul. Dąbrowieckiej, strażnicy miejscy kilka razy dziennie patrolują niebezpieczne miejsce i zakładają taśmy ostrzegawcze. •
Artur Szałkowski - Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
źródło wiadomości | walbrzych.naszemiasto.pl