R-3 G-łag M-ka

R-3 G-łag M-ka

Postprzez geolog w 01 Sty 2007, 21:59

GUŁAG MIEDZIANKA KOŁO JELENIEJ GÓRY
O rozmowach górników w szybach Miedzianki wpływał do UB i do NKWD meldunek. Żeby jeden ! Dwa, trzy meldunki wpływały. – Na ogół z musu ludzie pisali, dla chleba, a nie żeby zaraz chcieli komuś szkodzić. I kiedy donosili, przykładowo, że w szybie >>R-3<< górnicy mówili, że gdyby dorwali Stalina to by mu nogi powyrywali - to zatajali w meldunkach,
że chodziło o nogi Stalina.

Niemcy nazywali to miasteczko: Kupferberg. Osadnicy ze Wschodu znali już tylko polską nazwę: Miedzianka. Po czterdziestym dziewiątym było to miasteczko górników. Nocą
i dniem pracowali oni pod ziemią, ale nikt im nie mówił, co kopią. Plotka głosiła,
że wydobywają rudy miedzi, srebra i złota. Nadzór nad sztolniami sprawowali wyłącznie Rosjanie. Po roku pięćdziesiątym trzecim wydobycie się skończyło. Sztolnie zostały zasypane,
a miasto rozebrane.
Na wysokiej górze, gdzie było miasteczko, wystają dziś z ziemi kamienie węgielne, rozpadają się resztki starych murów. Tu, gdzie wystaje z ziemi kawałek ceglanego muru, pracował browar Spiża. A tam, gdzie widać zrujnowaną kamienicę, była restauracja.
- Można było zjeść obiad i napić się piwa – wspomina Aleksander Królikowski,
który mieszka na Miedzianej Górze od urodzenia. - Nieopodal restauracji były dwa kina, dwa kościoły, dom kultury, apteka, sklepy kolonialne, trzech fryzjerów, pralnia, dwa bary, kawiarnie i kafejki, jadłodajnia górnicza, krawiec i kilka hotelików.
Niewielki rynek otaczały średniowieczne kamieniczki z podcieniami, pamiętające czasy Ludwika Jagiellończyka. Po środku rynku cieszyła oczy rzeźbiona w kamieniu fontanna. – Nocą odbijały się w niej światła gazowych latarń – wspomina Stanisław Kopczyński
z Janowic Wielkich. - To było piękne miasto, najpiękniejsze na Śląsku. Najstarsi mieszkańcy, ci, co pamiętają Kupferberg, mówią, że to było najpiękniejsze miasto na świecie.
Miedzianki już nie ma. - Została rozebrana, cegła i kamienie wywiezione - powiada Jerzy Grygorcewicz, wójt Janowic Wielkich. – W kilku rozpadających się domach mieszkają ludzie. Jest wśród nich jeden górnik uranowy. Reszta to wdowy po górnikach i górnicze dzieci.
Przy drodze z Janowic Wielkich na Miedzianą Górę stoi stara, pamiętająca uranowe sztolnie, tablica z napisem: Miedzianka. - To jedyny znak miasta, które do niedawna można było oglądać na starym obrazie u Ryszarda Gajdy – mówi sołtysowa Jadwiga Bolinowska, sołtysowa Janowic Wielkich. – Ale odkąd Gajda sprzedał obraz za granicę, Miedziankę można tylko sobie wyobrazić.

MIASTO

Miedziankę najlepiej było widać zza Bobru od strony Janowic Starych. Nad dachami górowały wieże kościołów i komin browaru.
- To było miasto jak ze snu - mówi z zachwytem Irena Kamieńska, przewodnicząca Gminnej Rady Narodowej w latach 1966-72, wicewojewodzina jeleniogórska w latach 1975-81, mieszkanka Janowic Wielkich. - Niejedno miasto widziałam, ale każde było gorsze, brzydsze, mniej rodzinne od Miedzianki. Tu o każdej porze dnia i o każda porze roku było lepiej niż gdzie indziej.
Miasto ze snu było dla wielu miastem dzieciństwa. - Tu chodziłem do szkoły, do kościoła, do kina, do sklepów, do fryzjera i do kawiarni - mówi Aleksander Królikowski, mieszkaniec Miedzianki. - Na własne oczy widziałem sztolnie i górników uranowych. Widziałem jak po drabinach schodzili w dół i osrebrzeni wychodzili na powierzchnię. A potem widziałem jak to piękne miasto wysadzali dynamitem w powietrze. To nie byli Rosjanie, to już byli na sowieckiej służbie Polacy.
Niszczenie miasta odbywało się planowo – ulica po ulicy. Stanisław Izbicki, sekretarz kopalnianej PZPR, widział, jak żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego założyli pod zabytkowym kościołem dynamit i podpalili lont. - Nagle zobaczyłem, jak kościół unosi się do nieba – opowiadał w dziewięćdziesiątym szóstym. - Na moment mury zatrzymały się
w górze i gwałtownie opadły. Tu, gdzie przed chwilą był kościół, zobaczyłem kupę gruzu.
Nikt nikomu nie zabraniał patrzeć na zasypywane sztolnie, na rozbierane miasto. I nikt nikomu nie musiał przypominać, że ta rzeczywistość jest surowo zakazana. – Niby nie było drutów kolczastych, po ulicach nie chodzili strażnicy z psami, ale ludzie wiedzieli, że to gułag - mówi Władysław Trepa, emerytowany strażak kopalń uranowych, mieszkaniec Miedzianki. – Ten gułag był w ludziach, w ich duszach, w głowach. I każdy wiedział, że nie wolno mówić, nie wolno myśleć, nie wolno pamiętać.
Po śmierci Stalina ludzie dowiedzieli się, że nie było uranowych sztolni, w których oni pracowali. Nie było też uranu, który był wywożony do Rosji. I miało nie być miasta.
A ludzie ?
- Umierali, ginęli bez wieści – powiada Władysław Trepa. - No, choćby jeden z wielu, Pacholski. Powiedział po pijaku, że chyba wie, czemu go tak morda szczypie. A to szczypał uran. Zaraz Pacholskiego zabrali, wsadzili do piwnicy i zabili. Nie ma świadków takich zdarzeń. Nie ma dokumentów. Nie ma planów kopalń. Kiedy odchodzili stąd Rosjanie, zniszczyli kopalnianą dokumentację. Polacy dostali nakaz zniszczenia Miedzianki. I zniszczyli tak, że trudno odnaleźć fundamenty domów, ulice, place, wodociągi.
To było jedyne na Śląsku miasteczko, które należało do Dolnośląskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego. – Miasteczko leżało w naszej gminie, ale nie my o nim decydowaliśmy – mówi Janina Karwacka, przewodnicząca Rady Gminy Janowice Wielkie w latach sześćdziesiątych. – Miasteczko miało specjalny status i było wyłączone z naszego zarządzania. Traktowane było jak kopalnia, hałda kopalniana czy też dobro wojskowe.
Na miejscu, gdzie była Miedzianka, mieszka dziś kilka rodzin. - Jedni tu siedzą, bo zawsze byli – powiada Aleksander Królikowski. - Inni przyszli skądś na to miejsce i po pięćdziesiątym trzecim zajęli opuszczone domy. Ja tu się urodziłem. W latach sześćdziesiątych była tu sala widowiskowa, jedna z największych w powiecie jeleniogórskim. Pamiętam,
że wyświetlali w tej sali film >>Aleksander Newski<<. A dzisiaj - co tu widać ?
Na zasypanej sztolni, którą kopał niegdyś Władysław Banaś, a wybierał z niej uran Józef Buczkowski, siedzi dzisiaj rodzina Józefa Brudzińskiego. Obok mieszka Helena Spiżowa, żona Stefana, właściciela browaru. W zrujnowanej kamienicy przemieszkuje stara kobieta. Nikt nie zna jej nazwiska. – Und damit Schluss ! – mówi staruszka. - Schluss !
Tam, gdzie mieszkali funkcjonariusze NKWD, zwani >>inżynierami<<, siedzi Władysław Trepa. Sąsiedzi mówią o nim, że wie tyle o Miedziance, że mógłby napisać grubą książkę. Mógłby, ale nie chce. Szwagier Trepy, Michał Lepianka, był w Miedziance ważną figurą. Mieszkał na Zabobrzu w Jeleniej Górze. Tam mieszkają rodziny tych, co kiedyś byli związani z kopalniami uranowymi między Miedzianką, a Kowarami.
Trepa siedzi w obszernej kuchni i patrzy za okno. - No i to by byli wszyscy, co jeszcze dziś żyją – powiada. – Jutro ostatnich mieszkańców Miedzianki trzeba będzie liczyć od nowa...


TAJEMNICA

Tajemnica kaleczyła ludzi, zabijała, niszczyła, ukrywała, zasypywała niepamięcią.
- Miedzianka była i jest tajemnicą - powiada Władysław Trepa. - To jest tajemnica kopalń uranu i tajemnica miasta górników. Nikt nie mógł znać tej tajemnicy. Nikt nie mógł wiedzieć, co tu naprawdę się wydobywa, choć niejeden wiedział o uranie. Ja, przykładowo, wiedziałem. Ale nawet do siebie nie powiedziałem, że Miedzianka to uran.
Ci, co mogliby powiedzieć najwięcej – nie powiedzą ani słowa, >>bo odebrało im mowę<<.
Niewiele wiadomo o górnikach, którzy pracowali w kopalniach uranowych w Dolinie Kłodzkiej. - Sztolnie po polskiej i po czeskiej stronie przepadły razem z ludźmi - powiada Stanisław Kopczyński, który od czterdziestego dziewiątego pracował w kopalniach uranowych jako młodszy górnik, górnik wyciągowy i ślusarz dołowy.
– Znam szyby Mniszków, Wojcieszyce i Radonów, gdzie dziś jest inhalatorium. Niemal pięć lat byłem ślusarzem – spawaczem na Śnieżniku. I wiem, że jak kto padł w Mniszkowie albo w Radonowie to go wyciągali, a na Śnieżniku to już zostawał na dole na zawsze.
Górnicy, którzy jeszcze dziś żyją, pochodzą z szybów między Kowarami, a Miedzianką. Nie ma tych, co kopali na Śnieżniku. – Ich kości zostały w zasypanych sztolniach – powiada Stanisław Kopczyński. – A pamięć ? Nie wiem czemu się nie pamięta o tych, co zginęli na dole przy robocie albo tylko dlatego,
że coś powiedzieli przy piwie, albo po prostu nie mieli szczęścia.
Nadzorca zobaczył jakiś okruch w bucie górnika - no i górnik już nie żył. Nikt nie bawił się w wyjaśnienia, dlaczego ten okruch znalazł się w bucie. – Zdarzyło się, że na Mniszkowie górnik liczył wagoniku układając na boku grudki rudy – no i już nie żył – mówi Edward Słopień, górnik w kopalni uranu. – Szczęście miał Banaś, u którego znaleźli grudkę i dali mu żyć. Ale czy za darmo dali mu żyć ? Zaraz przerzucili go do innego szybu, potem do innego...
Górnicy nie pracowali długo na jednym miejscu. Ciągle byli przerzucani z jednej sztolni do drugiej. Nie zdarzyło się, żeby górnik przepracował na jednym stanowisku dłużej niż dwa, trzy miesiące. Ten rotacyjny system powodował, że ludzie nie mogli się poznać. - Zmiany były do tego stopnia galopujące, że tak naprawdę wszyscy górnicy byli sobie obcy – mówi Barbara Wójcik, wyciągowa w szybie uranowym. - Nikt nikomu nie ufał, bo każdy był obcy.
Obcość, podejrzliwość, nierówność - to był sposób zarządzania ludźmi w kopalniach. Każdy pilnował swojej roboty i patrzał podejrzliwie na drugiego. Wszystko - każde słowo, każde zdarzenie - było przeciw człowiekowi.
Niekiedy zwyczajna awaria była wyrokiem śmierci. - Ledwo uniknąłem śmierci, kiedy zdarzyła mi się awaria maszyny - opowiadał w osiemdziesiątym pierwszym Jan Karwacki, elektryk w kopalni uranu. - Zamknęli mnie i mojego szefa w piwnicy i już byłem na tamtym świecie. Miałem więcej szczęścia od swego szefa – on zginął, zakatowali go, ja przeżyłem. Po prostu – ktoś był i nagle znikał.
Izbicki, który miał wstęp do sowieckiego zarządu kopalń, widział na własne oczy to, o czym inni nawet nie słyszeli. - Zgubił górnik przepustkę, jakieś papiery – już nie żył. Szepnął coś – już nie żył. Zebrał z kurtki szczyptę uranowego pyłu – już nie żył. Bili rękojeścią pistoletu w zęby, w głowę i już nie było ratunku – mówił Stanisław Izbicki w dziewięćdziesiątym szóstym. - Zabijali i wywozili do zasypywanych szybów.

ROBOTA

Ludzi ściągały do Miedzianki wysokie zarobki i możliwość zakupu deficytowych towarów. Zarząd kopalń przyjmował do pracy przede wszystkim takich, co nie mieli rodzin. Przydzielali kwaterę i kazali się stawić do roboty na taki to a taki szyb. - Nie mówili, co mamy kopać, ale też nie zaprzeczali, kiedy ludzie pytali, czy to kopalnia złota - wspomina Edward Słopień, górnik uranowy, mieszkaniec Janowic Wielkich. - Dobrze płacili za czystą rudę, która wcale nie wyglądała na złoto.
Górnicy nie mieli ochronnych ubrań, odpowiednich hełmów i utwardzanych butów. Sowiecki nadzór bardziej dbał o sprzęt do kopania niż o ludzi. Chodziło o to, by jak najszybciej wydobyć rudę i wywieźć ją do Rosji.
Każdy górnik pchał się do najlepiej płatnego urobku. – A najlepiej płatny urobek z dużą zawartością uranu - najszybciej zabijał ludzi – powiada Janina Karwacka, żona Jana, górnika uranowego. - Niestety, nikt wówczas nie wiedział, że ten, co lepiej zarabia, będzie krótko żył.
Górnicy schodzili na dół po drabinach. Niekiedy spuszczali się na linach. Złoża rud uranowych znajdowały się kilkadziesiąt metrów pod ziemią.
Niekiedy rudy zalegały na głębokości dwustu i więcej metrów. – Na przodku było takie szczypanie – opowiada Józef Buczkowski, górnik przodowy w kopalni uranowej, mieszkaniec Janowic Wielkich. - Twarz szczypała, jakby mrówki chodziły i gryzły. A potem to już człowiek się przyzwyczajał... Niektórzy coś jakby przeczuwali...
Buczkowski przepracował w uranie pięć lat, ale nie dostaje renty za uran, bo nie ma odpowiednich papierów.
- Kto ma dowody, że robił w uranie ? – pyta Józef Buczkowski. – A to, że żyło tu miasto jest dowód !? Ruscy wszystko zniszczyli, ukryli, zabrali ze sobą. Wykorzystują to różne męty, które podszywają się pod uranowych górników. Chodzą, wypożyczają dokumenty, resztki pamiątek. I więcej nie pojawiają się tutaj. Ale my tu, miejscowi, wiemy dobrze, kto z nas był górnikiem na Miedziance !

URAN

Uran wydobywany między Miedzianką i Kowarami i w okolicach Śnieżnika był doskonałej jakości. - Nie było tu nocy, nie było dnia dla tych, co kopali sztolnie, drążyli chodniki i wybierali rudę – mówi Jerzy Grygorcewicz, wójt gminy Janowice Wielkie. – Najciekawsze jest to, w jaki sposób Rosjanie potrafili utrzymać wydobycie uranu w największej tajemnicy...
Niektórzy od początku wiedzieli o uranie. – Należałem do tych, co wiedzieli – mówi Władysław Trepa. – I wiedziałem, co może się zdarzyć, jeśli o tym komuś powiem. Tu każdy, kto miał dobre kontakty z NKWD i z kopalnianymi placówkami UB, mógł się domyśleć, że chodzi nie o złoto, ale o uran. Mój szwagier też wiedział o uranie. Kto jeszcze mógł wiedzieć ? Izbicki wiedział, Kalisz wiedział... Ale nikt nie powiedział o uranie nawet własnej żonie.
– Kiedyś mój mąż, Kazimierz, wrócił z kopalni, zdjął ubranie robocze i zaczął się kąpać – opowiada Władysława Wdowiak, żona górnika przodowego w Miedziance. – Kiedy zaczęłam czyścić jego ubranie, wypadła jakaś grudka. Podniosłam tę grudkę i chciałam jej się przyjrzeć. Nagle mąż podbiegł, wyrwał mi z ręki grudkę i wrzucił do ognia w kuchni. Nic nie powiedział. Ale widziałam w jego twarzy jakiś niezwyczajny strach.
Po kilku tygodniach pracy w Miedziance każdy górnik orientował się,
że bierze udział w czymś tajemniczym. Ci, co wrócili z Syberii, gdzie pracowali w kopalniach złota i diamentów, wiedzieli, że ochronie podlega urobek, a nie to, że coś się kopie. - Tu za byle przewinienie groziła śmierć – mówi Edward Słopień, górnik kopalni uranowej. – Nikogo nie wsadzali do więzienia. Od razu była śmierć. To srogie okrucieństwo Ruskich dziwiły i kazały milczeć.
Uran zabijał ludzi powoli, funkcjonariusze NKWD uśmiercali gwałtownie. - Zabijali tak, żeby nikt nie wiedział, że zabijają – mówił Stanisław Izbicki w dziewięćdziesiątym szóstym. - Szło o to, żeby nikt nie wiedział, że wydobywany jest uran.
Izbicki nie mógł dawniej mówić o zbrodniach i nie mógł milczeć. Zaczął pić. Chciał uciec z partii, z miasteczka i od siebie. Ale został, żeby świadczyć. - Tu urzędowali ci z NKWD... Tu byli mordowani ludzie... Nie ma tu jakiejś tabliczki, napisu...
Kopczyński znał enkawudzistę, który był człowiekiem. - Ruski przestrzegł mnie, żebym często się mył, nie dotykał brudnymi rękami jedzenia, oczu i twarzy. Nie powiedział, co kopiemy, ale radził mi, żebym się nie pchał tam, gdzie jest czysta ruda. No i ja nie pchałem się, dlatego dziś żyję.

GUŁAG

Kopalnia była super tajna, ale wszystko wyglądało zwyczajnie. Miasto żyło, pracowało i dawało żyć, jeśli ktoś nie miał długiego języka.
Zamiast drutu kolczastego, zasieków i wież z karabinami byli konfidenci
i funkcjonariusze służb. - Każdy górnik był pilnowany i nie wiedział, że jest pilnowany – powiada Władysław Trepa. – Znam te sprawy. Co trzeci był dobrowolnym informatorem, wynagradzanym dobrą ścianą, bogatą w rudę uranową. Żył dobrze, ale krótko. Co siódmy, ósmy był konfidentem. Zarobki takiego konfidenta wielokrotnie przewyższały płace w pobliskiej fabryce papieru czy porcelany.
Konfidenci nie mieli pożytku ze srebrników. Ale ich dzieci mają dziś lepiej. Niektórzy są naprawdę bogaci w skali kraju. To jest zgodne z hasłami na murach Miedzianki: >>Pracuj, nie oszczędzaj się, twoim dzieciom będzie lepiej<<.
Najzwyklejsi górnicy brali co miesiąc cztery, pięć, a nawet sześć pensji robotnika z fabryki dywanów. Konfidenci brali jedenaście, dwanaście, a nawet czternaście pensji robotnika papierni. Zatrudniani byli na stanowiskach ruchomych, żeby mogli chodzić, zaglądać, przysiadać, pogadać. O pieniądzach decydowali Ruscy, a płacili Polacy.
Werbowaniem konfidentów zajmowała się informacja wojskowa i funkcjonariusze kopalnianej placówki urzędu bezpieczeństwa. - Jak werbowali ? - zastanawia się Władysław Trepa. – Ot, jechał człowiek rowerem, wyszło dwu, trzech z krzaków. Zabrali człowieka do piwnicy. Wieczorem wyprowadzili do biura, podsunęli papier. Podpisz. Co to za papier ? A, mówią, zobaczysz wroga narodu, przyjdziesz do nas.
Górnik, którego Trepa zna jak siebie samego, podpisał współpracę. Czy mógł nie podpisać ? - Wykluczone. Owszem, szukał wykrętu, powiedział im: >>Panowie, jak ja zobaczę wroga ludu to i bez podpisywania tego papieru przyjdę do was<<. Oni go zaraz w mordę, w zęby
i do piwnicy. Po jakimś czasie znowu pytają, czy podpisze. Podpisał. Dostał specjalną przepustkę. Schodził na dół, kiedy górnicy jedli śniadanie i mieli czas na rozmowę.
Z każdej rozmowy pisał sprawozdanie. Nierzadko musiał dawać ustne sprawozdanie o tym, co ludzie mówią albo dlaczego milczą.
Trepa nie mógł się nadziwić ludzkiej głupocie. - Niejeden siadł pod ścianą chodnika i nie wiadomo po co mówił: >>Tego Stalina to ja, k...wa, jak bym dorwał, to bym, k... wa, nogi mu z d...py powyrywał<<. A innym razem potrafili znowu wygadywać, że Stalinowi nogi by połamali, oko wyjęli, wąsy obcięli... No, nie wiem, jakoś tak się uwzięli na Stalina.
Konfident musiał raportować: >>Mówili, że nogi by powyrywali<<. Komu ? – dopytywali ci z placówki UB. Konfident kręcił: >>Nie wiadomo kto komu<<. A ci z UB: >>To po co takie pierduły nam przynosisz!?<< - No właśnie, po co ? - Po co ? - Trepa uśmiecha się znacząco. - A po to ! Po to ! Żeby przeżyć, zarobić i ludziom dać żyć. Ale nie każdą głupotę dało się wybronić.
O rozmowach w szybach Miedzianki wpływał do UB i do NKWD meldunek. Żeby jeden ! Dwa, trzy meldunki wpływały. – Na ogół z musu ludzie pisali, dla chleba, a nie żeby zaraz chcieli komuś szkodzić. I kiedy donieśli, przykładowo, że w szybie >>R-3<< górnicy mówili, że gdyby dorwali Stalina to by mu nogi powyrywali - to zatajali, że chodziło o nogi Stalina.
Kiedy dochodzenie wykazywało w końcu czyje nogi miały być powyrywane, konfident mógł powiedzieć, że nie dosłyszał. Dostał w zęby, oberwali mu pieniądze, ale żył. Gorzej było z tymi, co gadali o Stalinie. Oni już do żywych nie należeli.

ŚMIERĆ

Ile kosztuje śmierć na raty ? - Po latach pisania do urzędów, do ministra finansów i do tych, co ustalają renty dostałam podwyżkę - mówi Barbara Wójcik, wyciągowa na szybie. - Dostałam całe osiem groszy podwyżki. Jest to wypisane czarno na białym. - Wójcikowa pokazuje pasek z wydrukiem renty. Kto i wedle jakich reguł ustala odszkodowania ? – Nie uznali, że powinnam coś dostać za uran.
Wdowiak kopał uran w kopalni, którą było widać z okna rodzinnego domu. – No tu, niemal pod domem, uran go zabił - mówi Władysława Wdowiak, żona Kazimierza, górnika uranowego szybu Miedzianka. - Mąż zaczął chorować w czasie pracy. A potem, po zamknięciu kopalni, to już powoli umierał... I od przeszło dwudziestu pięciu lat nie mam męża.
Spośród siedemnastu górników uranowych, z którymi w osiemdziesiątym pierwszym rozmawiałem w Miedziance i w Janowicach Wielkich, w osiemdziesiątym dziewiątym spotkałem jedenastu, w dziewięćdziesiątym szóstym – dziewięciu, a na początku dwutysięcznego - sześciu. Nie ma już między żywymi Józefa Sarula, Jana Karwackiego, Stanisława Izbickiego, którzy znali tajemnice Miedzianki.
Izbicki, zanim zmarł, oprowadzał mnie po zasypanych sztolniach, pokazywał domy, w których NKWD mordowało Polaków. Sarul, siedząc na pięterku domu, próbował coś ważnego mi powiedzieć, ale tylko płakał.
- Mąż, zanim umarł, nie chodził, nie mówił - opowiada Zofia Sarul, żona Józefa. - Żyliśmy z jego niewielkiej renty. Trzysta osiemdziesiąt złotych do śmierci... On pracował na przodku w szybie Mniszków. Któregoś dnia przysypało go. Skały zgniotły mu czaszkę... Wyjęli mu kość, wstawili blachę i wysłali na rentę. To już nie miał życia. Leczenie kosztowało nas więcej niż ta jego renta... . Sąsiedzi mówili, że miał szczęście w nieszczęściu. Gdyby nie skały, dawno by go zabił uran.
Franciszek Krupa, który przez długie lata zajmował się opuszczonymi przez Rosjan sztolniami uranowymi, milczy jak pień. Siedzi w swoim domku w Janowicach Wielkich, słyszy, jak do niego mówią, ale sam nie mówi ani słowa. Odebrało mu głos. To, co chce powiedzieć, zapisuje na kartkach i pokazuje swojej żonie, Elżbiecie. Ta siedzi obok męża na taborecie, czyta i niszczy kartki. – Uran nie jest dzisiaj tajemnicą – mówi Elżbieta Krupa. – Tajemnicą jest dokonana tu zbrodnia.
Buczkowski jeszcze żyje, leży w łóżku, ciężko oddycha, chce coś powiedzieć i nie może. Nad łóżkiem pochyla się kobieta. – Józek... no, co chcesz powiedzieć ? – Kobieta nasłuchuje. Po chwili stwierdza: - On słabo słyszy. I chyba już nic nie powie. - Nie powinniśmy żyć, a żyjemy - mówi Barbara Wójcik. - Każdego dnia jest nas mniej.

DZISIAJ

Ilu zostało tych, co kopali uran pod Miedzianką ? - Wójcikowa żyje... Trepa... Kopczyński... - mówi Halina Przetacznik, kierowniczka Ośrodka Pomocy Społecznej w Janowicach Wielkich. - Kto jeszcze żyje ? Krupa... Słopień... Buczkowski... Ten ostatni już nie wstaje.
W całym kraju żyje zaledwie kilkudziesięciu tych, którzy mają urzędowe papiery górników uranowych.
- Nie zostały tu odpowiednio wynagrodzone ludzkie krzywdy - mówi Stanisław Siuta, wieloletni lekarz wojewódzki i inspektor orzecznictwa lekarskiego przy Oddziale ZUS w Kamiennej Górze, obecnie lekarz w Janowicach Wielkich. – Zaniedbania usprawiedliwiane były tajemnicą, brakiem dokumentacji, którą zabrali Rosjanie. Dzisiaj wszystko zależy od odgórnych przepisów, a nie od tego, co my tu postanowimy.
Niedługo problem górników kopalń uranowych sam się rozwiąże. – Po uranie zostały tylko zapadliska - powiada wójt Jerzy Grygorcewicz. - Po górnikach uranu zostaną niedługo tylko groby... Po gułagu, który tu był, zostanie tylko przydrożna tablica: Miedzianka.

http://michalmonko.blogspot.com/2006/01/guag-miedzianka.html
geolog
Klimontowiak
Klimontowiak
 
Posty: 979
Dołączenie: 30 Kwi 2006, 21:24

Postprzez Doczu w 05 Sty 2007, 08:46

Bardzo ciekawa historia. Przeczytałem z zapartym tchem.
Ile jeszcze takich miejsc jest, o których wiedzą tylko nieliczni.
Image
Doczu
Klimontowiak
Klimontowiak
 
Posty: 281
Dołączenie: 16 Lip 2006, 20:23
Miejscowość: Zagórze

Postprzez geolog w 13 Sty 2007, 00:40

Swego czasu jak robiliśmy inwentaryzacje podziemi w Miedziance a było tego kilkanaście kilometrów a głebokosć szybów dochodziła do 300m,
odnaleźliśmy w nich sporo ciekawostek związanych z historia górnictwa no w jedny miejscu był niemiecki kombajn górniczy.
Jesli by ktoś się tam wybierał to poniżej zamieszczam mapę przeglądową wyrobisk jaką zrobiłem wtedy, która teraz "krąży" w obiegu wśród eksploratorów tych podziemi - można ją w wiernej kopi ściągnąć z sudeckiej strony Stowarzyszenia Tropicieli Tajemnic: www.tropiciele-tajemnic.com
Image
geolog
Klimontowiak
Klimontowiak
 
Posty: 979
Dołączenie: 30 Kwi 2006, 21:24


Powróć do Kopalnie, sztolnie, bunkry, lochy...

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 12 gości

cron