Do kolejnego zamachu na przywódcę PRL, a przy okazji...Chruszczowa, doszło 15 lipca 1959 roku w Zagórzu, niedużym mieście w Zagłębiu Dąbrowskim, obecnie dzielnicy Sosnowca. Trasa przejazdu Gomułki i Chruszczowa była znana wszystkim, gdyż dokładnie opisała ją "Trybuna Robotnicza, organ KW PZPR w Katowicach". Zapewne po to, by umożliwić "klasie robotniczej Czerwonego Zagłębia", wygnanej na tę okazję z zakładów pracy, "spontaniczne" powitanie obu przywódców.
Zamach przygotował i przeprowadził mieszkaniec tegoż Zagórza – Stanisław Jaros. Skonstruował on bombę z kilkudziesięcioma kilogramami wyniesionego z jednej ze śląskich kopalń materiału wybuchowego Amonit-D, 600 zapalnikami prochowymi i 24 krążkami górniczego lontu, a następnie umieścił ją w gałęziach drzewa, na trasie przejazdu obu sekretarzy, tuż obok...posterunku milicji na ulicy Armii Czerwonej! Nie wiadomo czy zamachowiec się zawahał czy też umieścił w bombie mechanizm zegarowy?
Faktem jest, że ładunek eksplodował na dwie godziny przed przejazdem "celów". Obaj panowie, po prostu nieco dłużej "bratali się" z podejmującymi ich działaczami partyjnymi w kopalni "Mortimer"(późniejsze "Czerwone Zagłębie"). Milicja nie wpadła na trop Jarosa, natomiast uderzyła – zupełnie niecelnie – w rodzinę Rokickich. Powodem był fakt, że senior rodu, przygotowywał – na polecenie dyrekcji kopalni "Mortimer" – dekoracje na trasie przejazdu przywódców. Śledztwo objęło zresztą również córkę i szwagra, Rokickiego, a dowodem obciążającym okazał się...drut do suszenia prania!